30 lipca 2014

Prolog



Ciemne twory
    
      Po kapturem w kolorze bieli nie kryło się nic. Próbowali dojrzeć twarz, zarys ust skrawek nosa czy ułamek policzków śniadych świadczących o tym, że był to człowiek. Nic, tylko głęboka czerń, która nie miała końca.   

     Przestrzenną białą salę wypełniało jasne, wręcz nienaturalnie białe światło, które spływało z sufitu wyłożonego czystymi, połyskującymi lustrami. W prostokątnych zwierciadłach odbijały się drobne sylwetki uczniów siedzących w ciszy w szeregach stalowych ław, skupieni nad czymś, w co wpatrywali się bez najmniejszego drgnięcia mięśni. Jak kukiełki stworzone na wzór człowieka, usadzone na krześle z głowami skierowanymi w jedną stronę, z uwagą staranie wyrytą na niewinnych buziach.
     Na wprost dziecięcych twarzy stała ich rówieśniczka o włosach upiętych w starannego koka, jak wszystkie dziewczęta w tej sali zwykły nosić. Trzymała przed sobą zapisaną po sam koniec kartkę i tylko zerkała na kobietę stojącą obok w oczekiwaniu sygnał pozwalający na przedstawienia przygotowanej mowy. Ponieważ dyscyplina miała tutaj ogromne znaczenie od najmłodszych lat uczono nowe pokolenia posłuszeństwa wobec starszych, szacunku do nich i poniekąd strachu przed karą, jaką mogli zadać bez względu, czy byli rodzicami źle zachowującego się dziecka, czy tylko osobami obserwującymi z boku.
      Kobieta odłożyła długopis na bok i zamknąwszy grubą księgę przeniosła spojrzenie na dziecko. Okulary, które od dłuższego czasu ciążyły jej na wąskim, spiczastym nosie zdjęła i chociaż postać dziewczynki wyraźnie się zamazała, nie dała poznać po sobie dyskomfortu, jaki towarzyszył jej w tym momencie. Gestem ręki wyraziła zgodę na rozpoczęcie przemowy.
     W Sali zapadła głęboka cisza, cisza bardziej dotkliwa niż przed paroma chwilami. na twarzach uczniów pojawił się strach. Jedno drgnięcie mogło zwiastować dotkliwy ból.
   - Mówiono o nich ciemne twory – zaczęła dosyć tajemniczo. Ton dziewczynki był nadzwyczaj poważny, można rzecz, że nienaturalny jak na zaledwie dwunastoletnie dziecko, które myśleć powinno o zabawie, a zajmowało się tematami zakrawającymi o okultyzm i trudne zagadnienia nauki. – Wszystko miało swój początek ponad czterysta lat temu przed wydarzeniami z wielkiej wojny przeciwko nieznanym wrogom, która doprowadziła do upadku poprzedniego ładu znanego nam dziś z pamiątek po zamierzchłej cywilizacji.
    Początkowo sądzono, że wytworzenie niewielkiej ilości antymaterii nie zdziała zła. Tak też się stało, kiedy udało się odtworzyć to, co dzieje się na niebie i stwierdzono, że jest to stabilne. Małe czarne dziury, chociaż nadal pełne tajemnic, stały się dostępne dla ludzkości, tak bliskie, zaledwie na wyciągniecie ręki, ale nikt nie podejrzewał, że przyniosą ze sobą coś jeszcze.
     Kto mógł przewidzieć, że za antymaterią przyjdzie martwa materia, to co później nazwano nieznanym wrogiem, czego nie widziano za dnia ani gołym okiem. Ciemne twory zamieszkiwały w ludziach, ale potrafiły działać same jako martwa materia w anty materii. Rozpacz, upadek i niewiedza. Poprzednia era nie poradziła sobie z wyzwaniem, z zagrożeniem, które sama stworzyła. Głodne stworzenia żądne były zemsty, żądne mordu, smutki i strachu jaki towarzyszył ludziom przy kontaktach z nimi.
    Dłuższe obcowanie z ciemnymi tworami prowadzało do całkowitego owładnięcia człowieka, do opętania umysłu i zniewolenia, tak że ludzie przestawali być sobą. Stali się zatem celem, jedynym, który był widziany, z którym armie świata mogły walczyć. Zapanował chaos, kiedy zaufanie drugiej osobie graniczyło z cudem, a śmierć otaczała każdego, całe życie zmieniło swój bieg. Nastał koniec, nie było szans na powrót do normalności. Realne stało się zagrożenie ataku atomowego. Wybuchy następowały niekontrolowanie na obszarach najbardziej zaludnionych, gdzie upatrywano się źródła największego wysięku ciemnych tworów. Doprowadziło to do wyniszczenia populacji ludzi, zwierząt wielu roślin. Wymarła na zawsze większość flory i fauny pozostawiają ziemie jałową.
     Do dziś istnieją miejsca skażone przez ciemne twory i promieniowanie wywołane bronią jądrową. Naszą jedyną nadzieją stały się miasta odgrodzone od zła czającego się za murami.
   - Dlatego ważna jest dyscyplina – oznajmiła kobieta, gdy dziewczyna zajęła swoje miejsce w pierwszym rzędzie. – Za błędy naszych przodków przyszło nam słoni zapłacić. To, co kryje się za murami naszego miasta nie należy już do nas. Utraciliśmy to bezpowrotnie przez chęć zapanowania nad zjawiskami, które powinny pozostać odległe naszym pragnieniom. Tak się nie stało, bowiem tamtej cywilizacji obca była ogłada i dyscyplina.
     Świat za murami nie może was interesować. Macie być wierni wyznaniom i prawom, które stworzone zostały, aby żadna tragedia nie zniszczyła porządku, jaki utworzyliśmy wspólnymi siłami, wyrzekając się ludzkich słabości; jak chciwość, pycha i ciekawość. Ta prezentacja miała na celu uświadomić was, jak złą rzecz uczyniła Majuna pragnąć dojrzeć, co dzieje się poza granicami naszej utopii. Za sprawą Ercilii przybliżona została historia, która skutecznie powinna odstraszyć was od przejawiania trzech najgorszych cech ludzi karanych przez nas jak najgorsze zbrodnie. Ercillio, twoje zasługi dla klasy są godne uznania.
   - Dziękuję, madame Agota – odpowiedziała uprzejmie dziewczynka o kasztanowych włosach, której uśmiech wskazywał, że nie była dobrą przyjaciółką dla innych. Wyraźna premedytacja tkwiła w jej spojrzeniu niby niewinne wpatrzonym w postać nauczycielki. – Uczyniłam to z ogromną przyjemnością.

     Większość osób milczała, nie popierając postępowania Ercillii, nie rozumiejąc dlaczego nie interesowało ją to, co kryło się za murem. Dziwili się, że utraciła całkowicie ciekawość tę dziecięcą i niewinną, za którą nie powinni być karani, jak Majuna nieobecna dziś na lekcji. Czuli się osaczeni przez myśli i doktryny prawa sprzeczne i mieszające im w głowach jeszcze nieopornych na takie działania. Milczeli, bo każde ich słowo uznane mogło być za przejaw młodzieńczego buntu. Milczeli w obawie przed bolesną karą, i mimo iż nadal byli dziećmi zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji i tego, jak szybko odebrano im beztroskę.
   - Dokąd zabraliście Majunę? – odezwał się chłopiec wpatrzony w blat chłodnego stalowego stołu, aby uniknąć kontaktu wzrokowego z osoba wywołującą w niego chorobliwy lęk.
     Obawiał się o przyjaciółkę, z którą od początku dzielił to miejsce w czwartym rzędzie. Obwiniał się za to, że nie poszedł tam z nią, jak go prosiła i nie zabrał całej winy na siebie. Wiedział, że teraz dzieliłby z nią miejsce w pociągu i razem zmierzaliby do, któregoś z oddalonych miast wspólnie pomagając sobie w przykrych chwilach. Teraz dziewczynka była sama, on również czuł się porzucony, chociaż wiele osób utrzymywało się w podobnym stanie umysłu, co on, ta myśl go nie pocieszała. Nie wtedy, kiedy Majuny nie było obok.
     Madame Agota, jak kazała zwracać się do siebie, długo wpatrywała się w postać dziecka nim cokolwiek wydusiła z zaciśniętych ust. Piorunujące spojrzenie kobiety sugerować mogło niezadowolenie, z którym długo się zmagała. Jednakże skrucha chłopca wyrażona opuszczoną głową sprawiła, że Madame Agota z łaską odpowiedziała na pytanie.
   - Do Domu Mores, gdzie przez najbliższy rok uczyć ją będą subordynacji – oznajmiła z uśmiechem na twarzy, a słodki głos przesycony był jadem. Kobieta nie tolerowała łamania praw stąd to narastające w niej zadowolenie, że młoda Majuna została ukarana w najgorszy z możliwych sposobów. – Gdzie nauczy się, że ze światem, który ciemne twory naznaczyły nie można się bratać. A teraz wstańcie i pokażcie swój szacunek i uznanie wobec systemu Wiązkowych Miast.
   - My, mieszkańcy Golem Toronya, wyrażamy zachwyt wobec władz, które sprawiają nad nami pieczę. Oddajemy w wasze ręce życie nasze, które splamione zostało chciwością, ciekawością i pychą przodków. Jesteśmy dumni z bycia mieszkańcami wiązkowych miast i poprzysięgamy przestrzegać praw nawet za cenę walk z tymi, którzy łamią zasady utworzone dla naszego dobra, nawet za cenę ukarania najbliższych, których nie poprzemy w tych działaniach. Dozgonnie oddani zawsze prawo przestrzegać będziemy.
     Dzieci wysoko uniosły głowy, patrząc na wprost, gdzie nad tablicą w ramie z kryształu widniał zmieniający się obraz, pokazujący zamożnych ludzi w drogich zdobionych szatach. To władcy jacy niegdyś sprawowali rządy w Golem Toronya, których czcili jak bogów, do których wręcz kazano im się modlić. I chociaż twarze ich i odzienie przejawiały dwie najgorsze ludzie cechy chciwości i pychy, nadal wmawiano im, że są wzorem najpiękniejszych cnót.
     Głosy dzieci zlały się w jeden chóralny dźwięk wygłaszający puste słowa, brzmiące nienaturalnie, jakby wypowiadane były przez przygotowane do tego lalki. Stali nieruchomo po skończonej mowie do czasu, gdy pomieszczenie zaczęło się trząść. Lustra przymocowane do sufitu wydawały charakterystyczne odgłosy, sugerując umysłom znajdujących się pod nimi dzieci, że zaraz mogą spaść. Jednakże one stały posłusznie w rzędach ław, gdzie każdy miał swoje wyznaczone miejsce, obserwując uważnie to co się działo wokół z nieukrywanym strachem blado zarysowanym na licach.
   - To dzieję się na zewnątrz! – Zagrzmiał groźnie głos madame Agota. Palcem wskazała do góry na lustra, w których oprócz sylwetek zgromadzonych tutaj uczniów przemykały dziwne cienie, pokracznych ludzi. – Ciemne twory nie zniknęły od tak, nadal chcąc zabrać to co jeszcze żyje! Próbują przedostać się przez nasze mury obronne i pole siłowe przeciwko antymaterii i martwej materii, które są sprawką całego naszego nieszczęścia! Zobaczcie, czy to chcielibyście zobaczyć za murami miasta, te monstra chodzące przy was?
   - Nie – odpowiedzieli wspólnie, wpatrując się w powyginane ciała, stojące tak blisko ich lustrzanych odbić i szepczące im coś do ucha, czego nie słyszeli, bowiem ciemnych tworów nie było wewnątrz sali. To nie sprawiło, że odetchnęli z ulgą.
***
     Do miasta prowadzą złote tory, to nimi przyjechałam kiedyś, gdy złamałam zasady, pragnąc stłamsić w sobie ciekawość. Wstydziłam się tego wówczas bardzo, ale nie mogłam sobie poradzić z tym, co działo się w mojej głowie. Szukałam więc sposobu, aby załagodzić to palące uczucie i nieustannie napływające myśli. W pociągu bez okien czułam strach przed wizją, że już nigdy nie wrócę do domu, że nie zobaczę rodziców, próbujących umilić mi dzieciństwo jak tylko mogli, że nie zobaczę nigdy przyjaciół z czwartego rzędu ław. Bałam się o nich, bo towarzyszyły mi przerysowane wyobrażenie, że przez moje zachcianki ktoś mógł się na nich zemścić, zrobić im krzywdę za moja zwykłą dziecięcą ciekawość.   
     Z miasta wychodzą czarne tory skierowane w cztery strony świata, w najdalsze pustkowia, które nie powinny być zamieszkałe. Tak przynajmniej nas uczono, że za murami miast nie ma nic poza ziemią skażoną przez ciemne twory. Jednak raz na jakiś czas zmierza do nas pociąg, sunąć po czarnych torach i zatrzymując się na stacji jakiej jeszcze nie widziałam od czasu przybycia tutaj. Zazwyczaj odjeżdża w tym samym dniu, w tę samą stronę na dalekie pustkowia, a każdy zachowuje się tak, jakby nic się nie stało. Owiane jest to tajemnicą i nikt nie interesuje się tym zbytnio, oprócz mojej osoby. Ta silna ciekawość nie przeminęła, Dom Mores nie nauczył mnie, jak się przed tym bronić i być dobrą dziewczyną z Wiązkowych Miast, która przestrzega wszystkich zasad. Wręcz przeciwnie, nauczyłam się cenić w sobie tę negatywną cechę. To ona czyni mnie wyjątkową. 

___
Prolog już za mną. Ciężko jakoś pisało mi się ten wstęp, ponieważ nie wiedziałam co zawrzeć w tym krótkim wprowadzeniu do opowiadania. Wyszło, co wyszło i nie jest mi z tym źle. wprowadziłam wszystkie elementy, jakie powinny pojawić się na samym wstępie. Mam nadzieję, że komukolwiek spodoba się to, co oferuje na tym blogu ;)